po koncercie Stańki z okazji rocznicy odzyskania niepodległosci. najpierw pięknie zagrali ze swoimi kolegami z północnej Europy, a potem wyszedł Filip Łobodziński i powiedział, że samo odzyskanie niepodległosci to małe piwo. co zrobimy z tą niepodlegloscia. oto problem. dziwnie to wszystko się zgromadzilo razem- ten koncert, wybory, film z czym i jeszcze ten medal... "gloria artis", najwyższe państwowe odznaczenie za dokonania artystyczne. pan minister sam zawiesil mu na szyi. "powiem tylko- dziekuje. lepiej gram, niz mówię. wzruszyłem się"
czasem zdarza się obejrzeć film, który wstrząśnie. poruszy gdzieś wewnątrz struny, o których istnieniu nie miało się pojęcia. i przez tydzień potem myśli się, sceny przewijają się przed oczami, niespodziewanie na rogu Twoich ulubionych ulic spotka Cię piosenka, którą nucił główny bohater.
I są filmy, które nie wstrząsają, bo są marne.
i teraz niedawno (jak to człowiek się całe życie uczy), jakieś pół godziny temu,dowiedziałam się, że są filmy, które nie wstrząsają, bo są dobre.
i największym moim problemem jest nie nawiedzająca mnie melodia, tylko to pytanie:dlaczego właściwie mną nie wstrząsnął? Dlaczego te dialogi ktoś wyjął z moich ust, dlaczego ktoś na ekranie powtarza moje gesty, dlaczego ktoś opowiada najczarniejszy z czarnych scenariusz, a mnie to nie wzrusza?
I czy jest tak [tezę tę postawiłyśmy z czym, dla której teraz wielkie famfary, że ze mną przez to przeszła] że nasze życie jest jednym wielkim g? że nie ma nic pewnego. i że miłość naprawdę jest krok od nienawiści i zniszczenia? że ktoś, komu powierza się z radością swoje najsłodsze i najbardziej gorzkie sekrety, może stać się w krótkiej chwili Twoim wrogiem? że dzieci nie mają prawa ani tym bardziej sensu przychodzić na ten świat? że wszystko stanęło na głowie?
dlaczego pomimo tylu lat prężnego rozwoju cywilizacji, pomimo sumeryjskiego koła, szekspirowskiego teatru, rewolucji francuskiej i pontyfikatu JPII nadal możliwe jest, że nasza śmierć będzie śmiercią z braku miłości? że pozwalamy co dzień umierać ludziom obok w taki sposób? dlaczego tak pewnie i naiwnie pozwalamy umrzeć nam samym?
plac zbawiciela.
Komentarze (4):
12 listopada, 2006 18:56 , Lucy pisze...
To, co piszesz zasmucające. Mam nadzieje ze bede mogla cos napisac od siebie na temat tego filmu juz wkrotce - w czwartek zapraszam wszystkich ktorzy nie mieli okazji go zobaczyc do DKF na SGHu na godzinę 19.00, aula VII, bilet 7zl.
A tak, co mi sie w tej chwili nasuwa na mysl: ostatnio dochodze do wniosku, ze milosc nie jest tak naprawde sensem i osią naszego zycia. I wcale nie jest mi z tym zle, o dziwo. Moze dlatego ze dzieci nie mam i nie znam milosci matki do dziecka?
Ot, dygresja.
13 listopada, 2006 00:06 , Marta pisze...
"naszego życia"... Myślę, że nie ma "naszego życia"... Nie ma też jednej osi i jednej miłości... Te związki, których ja nie nazwałabym miłością, dla innych nią właśnie są. I może dla tych ludzi miłość jest osią...
Co do Szekspira i Reszty, to ludzie owszem uczą się, ale bardzo powoli, a w dodatku na błędach i to głównie własnych...
Czy życie jest smutne, czy my je takim czynimy...?
13 listopada, 2006 19:16 , Jola pisze...
PLAC ZBAWICIELA to jeden z najsmutniejszych, a zarazem bardzo prawdziwych filmów, jakie ostatnio oglądałam. Bardzo polecam.
////
Lubię jeden cytat.
Kochać znaczy czynić dobro.
Lew Mikołajewicz Tołstoj
podpisuję się też pod postem Marty, jeśli mogę;)
14 listopada, 2006 22:36 , malinowe pisze...
tak, przepraszam, że uogólniałam, jak zwykle mówiłam tylko o sobie i swoim nabliższym otoczeniu i uważam, że każdy ma prawo do mówienia o sobie jako o grupie, bo tak jest po prostu łatwiej. A tak naprawdę to wszyscy jesteśmy bardzo OSOBNI. z mojego, malinowego punktu widzenia. Taki urok. Cóż.
Prześlij komentarz
Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]
<< Strona główna